Nie od dziś wiadomo, że najlepszą piłkarską ligą świata, jest właśnie angielska. W każdej kolejce na boiska wybiegają największe gwiazdy światowego futbolu. Wskazanie tej jedynej jest praktycznie niemożliwe. Rooney, Drogba, Silva, Gerrard, Terry, Cech to tylko kilka dowodów na to, że Premier League ma w swoich szeregach wirtuozów niemal na każdej pozycji. Ktoś zapyta – A gdzie jest młoda i świeża krew? Proszę bardzo, Chicharito, Bale, Welbeck, Wilshere, Sturridge, wymieniać dalej? Wiele talentów puka do drzwi pierwszego zespołu, spokojnie rozwijając się w akademiach. Nawet przy tak dużej ilości świetnych piłkarzy, kibiców elektryzują gwiazdy, których czas „przeminął”. No właśnie czy aby na pewno?
Problemy Arsenalu i Manchesteru United
W sezonie 2011/2012 dwa wielkie angielskie zespoły stoją po różnych stronach barykady. Zagubiony od paru sezonów Arsenal, z wielkimi problemami utrzymuje się w czołówce tabeli, przeplatając fantastyczne mecze kompromitującymi porażkami. Sytuacja mistrzów Anglii jest podobna z tą różnicą, że w dalszym ciągu liczą się w walce o obronę tytułu. Trudno jednak wytłumaczyć kibicom fakt odpadnięcia z Ligi Mistrzów oraz wysoką porażkę z lokalnym rywalem. Odwiecznych gladiatorów połączyło sięgnięcie po zawodników, których śmiało można określić ikonami swoich drużyn. Mowa o powracającym po kilku latach rozłąki Thierrym Henrym oraz ściągniętym z piłkarskiej emerytury Paulu Scholesie.
Maszyna do zdobywania bramek
W roku 1999 Francuz zaliczył najgorszy sezon w swojej karierze. W barwach Juventusu grając na skrzydle w osiemnastu spotkaniach zdobył zaledwie dwa gole. Sfrustrowanego napastnika w swoim zespole widział Arsen Wenger, ściągając go za 10.5 miliona funtów. Jak się później okazało popularny „Titi” udowodnił, że był wart swojej ceny. W pierwszym sezonie w 48 występach zdobył dla swojego klubu 26 bramek i 9 asyst. W kolejnych latach jego fenomenalna dyspozycja przełożyła się na dwa tytuły mistrzowskie, zdobyte przez Kanonierów. Wygrana szczególnie smakowała w roku 2004, zakończonym przez Arsenal bez porażki. Henry strzelając 39 bramek zgarnął Złotego buta i zajął drugie miejsce w plebiscycie FIFA na najlepszego piłkarza roku. W ciągu ośmiu lat spędzonych w lidze angielskiej, „Titi” ustrzelił 226 goli w 370 spotkaniach, co uczyniło go najlepszym snajperem w historii Arsenalu. Francuzowi do pełni szczęścia brakowało wygrania Ligi Mistrzów, czego dokonał wraz Barceloną w roku 2009. Jako gracz spełniony odszedł na zasłużoną „emeryturę” do New York Red Bulls.
Żywy Pomnik
Podczas ceremonii obchodów 125. rocznicy powstania klubu, przed stadionem Arsenalu Londyn został odsłonięty pomnik Thierry`ego Henry`ego, świętującego zdobycie kolejnej bramki. Tego dnia nikt nie przypuszczał, że miesiąc później Francuz ponownie wybiegnie w barwach dawnego zespołu. Żywa legenda podpisała dwumiesięczny kontrakt, w wyniku wyjazdu na Puchar Narodów Afryki Marouana Chamakh`a oraz Gervinho. Największe marzenia kibiców stały się faktem – „Titi” znów zagra w Londynie. Jak na najlepszego strzelca przystało, Thierry przywitał się z kibicami w znany sobie sposób. Jego gol przeciwko Leeds United dał awans Kanonierom do kolejnej rundy Pucharu Anglii. Atmosferę panującą na trybunach można było porównać z meczami o Mistrzostwo Świata czy Europy. Radości kibiców nie było końca, ukochana legenda powróciła.
Czerwony diabeł z krwi i kości
Wychowanek Manchesteru United zadebiutował w Premiership 21 września 1994 roku w meczu z Ipswich Town. W tamtym spotkaniu przebojem wdarł się do składu strzelając dwie bramki. Od tamtego czasu przez kolejne lata był podstawowym „asem” Sir Alexa. Rudowłosy pomocnik był ze swoją drużyną w czasie największych sukcesów (Mistrzostwa Anglii, triumfy w Lidze Mistrzów), jak i porażek (Dwa przegrane finały z Barceloną). W każdym sezonie Paul Scholes udowadniał, że będzie ze swoim zespołem na dobre i na złe. W ciągu tego całego czasu reprezentant Anglii strzelił dla Manchesteru 150 bramek. Wszystko jednak ma swój koniec i trzy dni po przegranym finale z Barceloną, Scholes ogłosił zakończenie piłkarskiej kariery. Tym samym ze „starej gwardii” United pozostał już tylko niezmordowany Ryan Giggs.
Plaga kontuzji i telefon po legendę
Na początku sezonu 2011/2012 Mistrzowie Anglii prezentowali się znakomicie. Zwycięstwa z Arsenalem (8:2) oraz z Chelsea (3-1), nie zapowiadały kryzysu jaki miał dopiero nadejść. Wszystko zaczęło się od kontuzji młodego Toma Cleverley`a oraz tajemniczego wirusa Darrena Fletchera, który postawił Fergusona pod ścianą. W jednej chwili jedna z najsilniejszych formacji Czerwonych Diabłów, stała się tykającą bombą atomową. Sztywnie trzymający się swoich zasad Sir Alex do znudzenia powtarzał, że zespół nie potrzebuje transferów i jest zadowolony ze swojej kadry. W jego głowie chodził już jednak plan obudzenia z krótkiego piłkarskiego „snu” swojego wychowanka. Tym samym przed spotkaniem z Manchesterem City świat obiegła wieść o powrocie Paula do składu. Zaskoczenie było tym większe, że Scholes wybiegł na boisko w drugiej połowie i święcił triumf nad lokalnym rywalem. Kibice pukali się po głowach, widząc biegającego na boisku weterana. Fala krytyki rzucona w stronę Fergusona nie miała końca. Jak to już w historii bywało, decyzja trenera Manchesteru kolejny raz okazała się trafna. W spotkaniu z Boltonem Paul zdobywając 151 bramkę w karierze, zamknął usta wszystkim krytykom. Kibice w jednej chwili zapomnieli o jego wieku i razem cieszyli się ze zwycięstwa swojej drużyny.
Więcej takich powrotów
Zarówno Arsen Wenger jak i Sir Alex Ferguson są przykładami trenerów, którzy bez kompleksów potrafią stawiać na młodzież. W sytuacji podbramkowej potrafili zmienić swoje zasady i przywrócić do życia dawnych weteranów. Czy było to dobre posunięcie? Strzelane bramki i reakcja kibiców na trybunach nie pozostawia nam wyboru. Ocenę pozostawiam wam.